CZTERY POKOLENIA

W

OGRODNICTWIE XX w.

Szkice na podstawie materiałów i dokumentów rodzinnych

Opracowanie dotyczy działalności w ogrodnictwie na przestrzeni XX w. w środowisku wiejskim, na pograniczu powiatu sandomierskiego i opatowskiego, rozgałęzionej rodziny. Wywodzi się ona od Pioniera ogrodnictwa wiejskiego w tym regionie - Józefa Borkowskiego (1850-1915) z Pielaszowa, pow. Sandomierz.


Opracowała Aniela Ożdżyńska

Następcy Józefa Borkowskiego osiedlili się z rodzinami na terenie pow. opatowskiego: syn Marceli Borkowski (1892-1970)
w Szymanówce (obecnie Pawłów gm. Zawichost), zięć Józef Wroński (1891-1981) w Grochocicach oraz zięć Jan Goraj (1895-1995) w Kolonii
Janowice (obecnie Grochocice). W tych miejscowościach ich spadkobiercy podtrzymują lub rozwijają na dużą skalę ogrodnictwo.
Przedmiotem opracowania jest zarys wielkości produkcji, rodzaj upraw ogrodniczych, wprowadzanie nowości w ogrodnictwie, przygotowanie zawodowe oraz zagospodarowanie plonów - formy zbytu, przechowalnictwo, chłodnictwo, przetwórstwo.


Opracowała Maria Drozdowiczowa

Warszawa, 5.10.2003

 

 

Spadkobiercy tradycji ogrodniczej

Józefa Borkowskiego z Pielaszowa
1920-2000


Potomkowie i następcy Józefa i Anieli Borkowskich z Pielaszowa rozproszyli się na pograniczu Ziemi Sandomierskiej i Opatowskiej.


Troje ich dzieci - Marceli (1892-1970), Stanisława (1897-1970) i Melania (1900-1976) - założyło rodziny na przełomie lat
dwudziestych. Rodziny te poszukiwały lepszego położenia dla tworzonych, w zaraniu odzyskanej niepodległości, nowych gospo-
darstw. Pielaszów - siedlisko ojca - był na uboczu, z dala od kolei, od ważniejszych dróg. Zdarzające się wylewy Opatówki nie
zapewniały bezpiecznej przyszłości.


W nowych miejscach, o równie żyznych glebach jak w Pielaszowie, wszystkie trzy rodziny zajęły się ogrodnictwem. Ich średniej wielkości gospodarstwa (12-15 ha) usytuowane były w niewielkich od siebie odległościach (3-8 km). Ułatwiało to kontakty zarówno rodzinne jak i zawodowe, współpracę oraz wymianę doświadczeń. Obok współpracy trwała między nimi zdrowa rywalizacja.

 

Trzej spokrewnieni ogrodnicy, Marceli Borkowski, Józef Wroński (1891-1981) i Jan Goraj (1895-1995) odegrali liczącą się
rolę w rozwoju ogrodnictwa swojego regionu. Zaznaczyło się to głównie w okresie międzywojennym i w pierwszych latach po odbudowie zniszczeń wojennych. Podstawę ku temu dawało przede wszystkim prowadzone przez nich szkółkarstwo oraz przykład racjonalnej ogrodniczej gospodarki, na zasadzie „przykład uczy”.

 

Potomkowie Marcelego najmocniej tkwili i tkwią dotychczas w ogrodnictwie - rozwijają je na dużą skalę (dziesiątki ha), wpro-
wadzają nowości dostosowując się do nowych wymagań dzisiejszej rzeczywistości, którą cechuje niepewność i zmienność koniunktury.

 

Mimo to piąte pokolenie studiuje ogrodnictwo i przygotowuje się do „przejęcia pałeczki”.  

 

Marceli Borkowski był pierwszym z tamtego terenu absolwentem Szkoły Rolniczej [1]. Była to szkoła w Pszczelinie (obecnie Brwinów), założona w 1900 r., pierwsza tego typu szkoła w zaborze rosyjskim. Ukończył ją razem z sąsiadem Janem Młodożeńcem, bratem znanego poety Stanisława Młodożeńca.

W 1920 r. Marceli wraz z żoną Józefą, pochodzącą z Czyżowa Szlacheckiego, nabył w Szymanowce (obecnie Pawłów) 13 ha pochodzących z parcelacji dóbr czyżowskich.

Podobnie jak ojciec, tylko na większą skalę, założył szkółkę drzewek owocowych oraz wielogatunkowy sad. Fot. 1 z 1928 г. z wystawy rolniczej w Sandomierzu przedstawia jego stoisko i na nim m.in. drzewka wysokopienne.

W sadzie prowadził w międzyrzędziach uprawę konną. Na fot. 2 widzimy stosowany wówczas tzw. kultywator. Była to już swego rodzaju ówczesna „mechanizacja".

Inspekty tak jak u ojca pozwalały na uprawę przyspieszonych warzyw. Główną dziedziną Marcelego było jednak sadownictwo. Jak ogród, to i pszczoły być musiały... Warsztat stolarki, w którym majsterkował, umożliwiał rozbudowę pasieki.

Podobnie jak ojca cechowała go pomysłowość w różnych dzie-dzinach; np. w latach czterdziestych-pięćdziesiątych prowadził ciekawe prace doświadczalne nad wydajnością w produkcji zbóż.

Śledził literaturę fachową i brał czynny udział w stałym dokształcaniu zawodowym. Jednocześnie rozwinięte, wzorowo pro-wadzone gospodarstwo było obiektem zwiedzanym indywidualnie i grupowo w celach zawodowych fot. 3 z r. 1932.

Zasługują na przedstawienie jego zainteresowania pozazawodowe; muzykował na skrzypkach oraz zdarzały mu się utwory wierszowane. Np. w „Odzie do wina, plonów i poplonów", napisanej w 1962 r. dla swojej siostry, a mojej mamy, wykazał nie tylko wiedzę zawodową, wiele fantazji, lecz również talent dydaktyka.

Uczestniczył w życiu społecznym. W czasie okupacji Szymanówka (kryptonim konspiracyjny, Szklana Góra"), leżąca na uboczu była ostoją działań konspiracyjnych. Była w nie zaangażowana cala rodzina. Według relacji córki Ireny wspierał rownież działalność materialnie [1].

Wyrazem jego uczestnictwa w życiu społecznym środowiska było min. powitanie przez niego w Sandomierzu, w imieniu rolników Ziemi Sandomierskiej, Prymasa Tysiąclecia Stefana Kardynała Wyszyńskiego, który po niedawnym uwolnieniu z więzienia, przybył 7 lipca 1957 r. na wizytę duszpasterską. Przed wejściem do Katedry witał dostojnego Gościa plastrem miodu [4].

Obok ojca, już w okresie międzywojennym, ciekawie zaznaczył się w ogrodnictwie najstarszy syn, absolwent Wyższej Szkoły Rolniczej w Poznaniu, inż. Józef Borkowski (1916-1982). Zajał się on nowymi tu uprawami. Podjął przywrócenie winoroślarstwa (fot. 4 i 5). Istniało ono w dawnych wiekach w Sandomierzu (win nice miejskie, kościelne) i na Ziemi Sandomierskiej (Winiary, Winiarki). Informują o tym źródła historyczne [2].

Józef Borkowski zajął się winoroślami nie tylko na Szymanówce, lecz również propagował je w innych regionach kraju. Na Szymanówce założył plantacje w 1935 r. W 1947 r. została odznaczona na Ogólnopolskiej Wystawie Rolniczo-Ogrodniczej w Poznaniu złotym medalem. Jego cennik [12] z 1957 r. zawiera 25 odmian, w tym zdobytą przez niego odmianę Salem Poziomkową, która przyjęła się w Polsce. W latach pięćdziesiątych była na Szymanówce 3 ha plantacja.

Upowszechniał winorośla w ogrodach działkowych i przydo-mowych. W tym zakresie okazał się trwały jego wkład. Wobec rozwiniętego teraz importu stosunkowo niedrogich winogron, produkcja na cele handlowe prowadzona bywa u nas na niewielką skalę, i raczej w tunelach. Natomiast na własne potrzeby, w ogrodach działkowych i przydomowych, uprawniane są różne odmiany, dostosowane do naszego klimatu, niektóre propagowane już wówczas przez niego.

Poletkiem doświadczalnym Józefa Borkowskiego w winoroślarstwie był m.in. w Warszawie ogród działkowy Sady Żoliborskie. W latach sześćdziesiatych prowadził zajęcia teoretyczne w zimie, a praktyczne (nauka cięcia) w sezonie letnim na działkach. 

Przy jego doradztwie powstał pas winoroślowy, okalający cale powojenne Sady Zoliborskie, długości ok. 1,6 km. Działkowcy, którzy chcieli zająć się winoroślami otrzymywali 100 m² w pasie winoroślowym. Byli jednak zobowiązani sadzić określone odmiany i prowadzić je według zaleceń. To byla ciekawa inicjatywa, wyróżniana w prasie. Mimo że już dziś nie ma Sadów Zoliborskich (pochłonęlo je budownictwo) winorośla upowszechniły się tu nie tylko wśród działkowców. W wykazie upraw handlowych na Szymanówce nie widzę winorośli. Zastąpily je bardziej opłacalne brzoskwinie, morele, orzechy laskowe.

Drugą ciekawą inicjatywą Józefa było wprowadzanie do upraw w tym terenie kilku odmian orzechów laskowych. Początkowo zajmował się nimi razem z ojcem Marcelim. Dziś uprawy te liczy się na hektary. Józef zajmował się też hodowlą róż na cele handlowe. Wiejskie ogródki przydomowe wzbogaciły się o nie w tej okolicy.

Jest rok 2003, spadkobiercami Szymanówki zostali dwaj synowie Józefa i Zofii - Tomasz (1949) i Andrzej (1953).

Inż. Tomasz Borkowski, absolwent Akademii Rolniczej w Lublinie, prowadzi obecnie z żoną Krystyną uprawy ogrodnicze na 14 ha, w tym jabłoni 5 ha, orzechów laskowych 5 ha, brzoskwiń 1 ha, moreli 0,5 ha. Zajmuje się również szkółkarstwem. Na 2 ha prowadzi szkółki drzew i krzewów owocowych oraz 1 ha śliwy japońskiej.

Ogrodnictwo na bardzo dużą skalę rozwinął Andrzej Borkowski, absolwent Zespołu Szkół Rolniczych w Mokoszynie. Na 58 ha prowadzi wraz z żoną Grażyną uprawę warzyw na 18 ha (marchwi i cebuli) oraz sad na 40 ha, w tym 32 ha jabłoni (nowoczesne sady karłowe fot. 14). 3 ha moreli. 2 ha wiśni oraz po 1,5 ha grusz i orzechów laskowych. Z pomocą rodzicom włącza się już syn Artur student trzeciego roku SGGW, oraz syn Mikołaj. Obydwaj bracia plony kierują na rynki hurtowe Sandomierza i Rzeszowa. Eksportują je również na Ukrainę. Odbiór przeważnie jest z gospodarstwa. Podkreślają występujące trudności ze zbytem, brak stałości koniunktury.

Zabezpieczeniem plonów, głównie jabłek i marchwi, jest chłodnia o pojemności ok. 400 ton.

\Dla uzupełnienia warto dodać, iż troje wnuków Marcelego Borkowskiego od córki Ireny i jej męża Seweryna Małkiewicza, w ramach założonych rodzin obrało nowy interesujący kierunek. Na bazie własnej produkcji lub skupowanych warzyw uruchomili na miejscu (odpadają koszty transportu objętościowego, na ogół latwo psującego się surowca) przetwórstwo, głównie kwaszarnie. Są to następujące rodziny i ich firmy:

Mariusz i Jadwiga Małkiewiczowie w Górach Wysokich. firma „Megawita".

Wytwarzają kwaszone ogórki, kapustę oraz surówki - salat-ki" w 14 smakach. Początkowo przetwórstwo opierali głównie na surowcach kupowanych. Od 2002 r. opierają produkcję w ok. 50% o własne surowce. Za ostatnie trzy lata firma wytworzyła ok. 1200 ton kwaszonek (ubytek surowca w procesie produkcji ok. 8%) oraz ok. 500 ton surówek (w tej technologii ubytki wynoszą ok. 30%). Dysponuje niewielką powierzchnią schładzaną na wyroby gotowe.

Jan i Jadwiga Kiljańscy w Gałkowicach, firma „Kilian".

Uprawiają warzywa na ok. 35 ha. W tym głównie kapustę, cebulę, marchew i ogórki. Kapustę i ogórki kwaszą. Cebulę i marchew przechowują. Cebulę przechowują głównie w kopcach przykrytych folią i słomą, marchew w przechowalni. Dysponują przechowalnią i chłodnią na ok. 200 ton. Mają własną studnię głębinową.

Antoni i Izabela Basakowie w Romanówce, firma „Basak".

Uprawiają warzywa na ok. 12 ha, głównie kapustę i ogórki na kwaszenie oraz selery i cebulę. Do kwaszenia ogórków korzystają z zasobów bardzo dobrej wody, z jakiej słynie Romanówka.  Ostatnio wybudowali nawierzchniową przechowalnię na warzywa Firma dostarcza wyroby do odbiorców, zależnie od zapotrzebowania w dużych lub małych pojemnikach. W halach produkcyjnych wprowadzają modernizację [1].

Tak więc rodzinne przetwórstwo miejscowe, w gospodarstwach, obok Zakładów Przetwórstwa Owocowo Warzywnego w Dwikozach, podtrzymuje produkcję warzywniczą w tym rejonie Ziemi Sandomierskiej oraz stwarza możliwości dalszego jej rozwoju.

Nasadzenia zaś sadownicze oraz szkółki na Szymanówce (obecnie Pawłów), które mają tu już prawie wiekową tradycję, na-sadzenia orzechów laskowych, moreli i brzoskwiń, sytuują rodzinę Borkowskich nadal w czołówce naszego regionu.

Jak zaznaczyły się w ogrodnictwie rodziny córek Józefa i Anieli Borkowskich?

Były to rodziny Wrońskich i Gorajów. Osiedliły się one w pow. opatowskim niedaleko stacji kolejowej w Jakubowicach.

Stanisława wyszła za mąż w 1916 r. za Józefa Wrońskiego z Daromina, absolwenta 3-letniej Szkoły Ogrodniczej w Zaleszczykach. Po założeniu rodziny uczył on ogrodnictwa w Żeńskiej Szkole Gospodarczej w Nieszkowie (koło Miechowa). Wrońscy dążyli jednak tak jak wielu młodych Polaków w owym czasie, po odzyskaniu niepodległości do posiadania własnego gospodarstwa. Przy pierwszej sposobności nabyli w 1920 r. w Grochocicach (Łpata) 15 ha. Była to ziemia z parcelacji majątku w Stodołach. Nabyli ją za państwową pożyczkę, którą spłacali do 1940 r. Spłaty te byly poważnym ciężarem przez 20 lat; utrudniały rozwój gospodarstwa. Około połowę gruntu Wrońscy zagospodarowali ogrodniczo.

Szkółki kwalifikowane (w tym celu przyjeżdżał z Kielc inspektor Jan Kopczyński), sad wielogatunkowy, inspekty, warzywnik na urodzajnym czarnoziemiu, pasieka wszystko to funkcjonowało wzorowo do drugiej wojny światowej, a ściślej do działań frontowych w 1944 r. i do wysiedlenia [7].

Po powrocie z poniewierki na wysiedleniu rodzina Wrońskich z trudem odbudowywała gospodarstwo i zniszczony sad. Pomagał w tym syn Zbigniew, który z czasem przejął gospodarstwo. Wspólnie z żoną Hanną podtrzymywali ogrodnictwo, lecz z powodu pogarszających się możliwości stopniowo prowadzili je w coraz mniejszym zakresie. Na zbyt produkują nieco warzyw.m.in fasole [1]. 

Melania wyszła za maż w 1921 r. za Jana Goraja z Grochocic. Gorajowie -moi rodzice- sprzedali odlegle od siebie ziemie i nabyli w 1925 r. z parcelacji folwarku Janowice 12 ha. Byla to jedna niwa owsa... Dali początek Kolonii Janowice (obecnie Grochocice). Jan w 1922 r. ukończył Szkołę Rolniczą Męską w Nałęczowie (fot. 8). Droga samokształcenia, na podstawie książek i prenumerowanych czasopism uzupełniał wiedzę ogrodniczą również poprzez aktywny udział w szkoleniu zawodowym organizowanym przez Powiatowy Związek Kółek i Organizacji Rolniczych. Instruktor do spraw ogrodnictwa inż. Jan Bryła często odwiedzał gospodarstwo rodziców (fot. 9. 12).

W pierwszych latach po nabyciu ziemi założył ojciec 3 ha sad z zakupionych zalecanych wówczas odmian, głównie jabłoni. Te młode nasadzenia zniszczyła prawie całkowicie sroga zima 1929 г. Ojciec posadził sad na nowo i z czasem powiększył go do 5 ha. W latach trzydziestych założył ojciec szkółkę drzewek owocowych, która po paru latach zajmowała ok. 2 ha. Szkółka, tak jak i u wujka Wrońskiego, była kwalifikowana. Drzewka wyhodowane na glebach lessowych były chętnie nabywane. Przyjeżdżali po nie nabywcy nawet z tak odległych miejscowości jak Lipnik i Kleczanów [1]. Szkółka była dumą naszego ojca.

Na marginesie warto dodać, iż w okresie okupacji szkółkarze mieli prawo zatrudniać robotników najemnych do ich prowadzenia. Stwarzało to możliwość schronienia się ludzi "spalonych". Sama mogłam poruszać się w terenowej pracy konspiracyjnej z legitymacją pracownika w szkółce ojca.

W połowie lat międzywojennych uprawiane były pierwsze wówczas pomidory, cebula na większą skalę, również i u sąsiadów. Nowością była czarna porzeczka, rabarbar. 

Pod kierunkiem instruktora powiatowego, wymienianego już Jana Bryły posadzone zostały pierwsze morele. Pierwszy z nich plon sprzedany był w lecie 1939 г.

W okresie międzywojennym prowadził ojciec rachunkowość rolniczą, Byla to praca pod kierunkiem Instytutu w Puławach (IUNG). Do kontroli ksiąg przyjeżdżali inspektorzy, a nagrody za ich prowadzenie w postaci fachowych, ilustrowanych książek stanowiły ciekawy przedmiot zainteresowania nas, dzieciaków.

W prowadzeniu inspektów (bywało 20 okien) oraz pasieki (otoczonej krzewami bzu) znaczący wkład miała nasza matka. Całkowicie należała do niej hodowla nasion warzyw i kwiatów na potrzeby własne i dla sąsiadów. W 1929 r. mama, jako działaczka Koła Gospodyń Wiejskich, odznaczona została na zamku przez Prezydenta Ignacego Mościckiego Brązowym Krzyżem zasługi [11] za zasługi na polu podniesienia drobnego rolnictwa i pracy społecznej".

W 1939 r. w sandomierskich gimnazjach pobierało naukę troje nas, starszych dzieci. Było to okupione wielkim wysiłkiem mate-rialnym i staraniami rodziców. Wydaje się jednak, że gdyby rodzice prowadzili tylko gospodarkę rolną, nie byliby w stanie, w tamtych warunkach, umożliwić naukę trojgu dzieciom.

Po zniszczeniach podezas działań frontowych w 1944 r. i po powrocie z wysiedlenia na ruiny z trudem i powoli wznosili rodzice skromne, niezbędne zabudowania. Szkółki i sad były „zdziesiątkowane". Pełno było wyrw po pociskach i kilka bunkrów.

W 1952 r. przeżyli rodzice następną tragedię. Utracili 21-let-niego syna, który skończył Liceum Ogrodnicze w Ursynowie i miał być ich następcą i opiekunem.

Podporą rodziców w latach 1956-1965 stała się córka Aniela. Zamieszkała u nich z małym dzieckiem. Uczestniczyła we wszystkich pracach gospodarczych. Częściowo na podstawie jej notatek przytaczam nieco informacji o ogrodnictwie w tamtym okresie [1]. 

Był to czas w którym doszły do owocowania powojenne nasadzenia ze szkółek trzech spokrewnionych ogrodników. Działał In-stytut Sadowniczy i jego oddział w Lipowej koło Opatowa, z którym współpracowali tamtejsi ogrodnicy, również i nasz ojciec Działała spółdzielczość ogrodnicza, która organizowała zbyt, przechowalnictwo, eksport (do Rosji ZSRR). Te dwie instytucje lan-sowały perspektywę takich nasadzeń i przechowywania jabłek, aby cały rok były one dostępne cenowo jak ziemniaki... .

Dzięki wymienionym czynnikom był to okres przyspieszonego rozwoju i wprowadzania nowości. W sadownictwie nastąpiło obni-żenie pni drzew, wprowadzono intensywne cięcie i prześwietlanie koron. U rodziców zlikwidowano nasadzenia międzyrzędowe, a zagęszczono w rzędach. Rozszerzono dobór odmian jabłek o 'Jonathan', 'Starking' i 'McIntosh'. W opryskach zastąpiono dawny opryskiwacz taczkowy z dyszami i lancami nowoczesnym wówczas Huraganem". Było to zasługą brata Ludwika, wieloletniego pra-cownika w spółdzielczości ogrodniczej na różnych stanowiskach do członka zarządu CSO włącznie.

Rynek chłonął wszystko. Miękkie owoce i warzywa odwożone były do punktów skupu w Bidzinach i Ożarowie, a jabłka „twarde" posortowane w skrzynkach zabierała w większości Spółdzielnia Ogrodnicza własnym transportem samochodowym.

W tym czasie wybudowana została doświadczalna przechowalnia producencka, typ zagłębiony (gleba lessowa), pod kierunkiem zięcia Michała Drozdowicza kierującego wówczas Zakładem Badawczym CSO (fot. 11 i 12). Funkcjonuje ona dotychczas. Choć dzisiejsze potrzeby przechowalnicze u dużych producentów rozwiązują chłodnie, a nawet chłodnie o kontrolowanej atmosferze.

W omawianym okresie kładziono nacisk na harmonijny rozwój wsi, który dawałby szanse ekonomiczne również drobniejszym producentom. Dziś szanse rozwoju mają raczej silniejsi ekonomicznie.

W 1965 r. gospodarstwo przejęła córka Barbara, technik-rolnik. Wraz z mężem, Mieczysławem Packiem, inż. mechanikiem, dużym nakładem pracy w dalszą odbudowę, na nowo ogrodzenie sadu, powiększenie go o 2 ha, podźwignęli całość gospodarki. Mie-czysław podniósł sad jabłoniowy do znakomitej wydajności i wysokiej jakości owoców. W 1969 r. uzyskał tytuł ogrodnik-sadownik na Dwuletnim Uniwersytecie Zimowym. 

W 1979 r. zaczęli przejmować gospodarstwo córka Zofia, absolwentka Liceum Ogrodniczego w Widzewie i jej mąż Jacek Ber-naciak, absolwent Politechniki w Łodzi. Dziś są to nowocześni farmerzy. Na 110 ha (dane z 2000 r.), przy pomocy wysokiej mechanizacji, zajmują się głównie uprawą zbóż i kukurydzy. Własne silosy zbożowe umożliwiają przechowanie plonów. Brak stałej koniunktury na owoce i warzywa, trudności w podołaniu wysoko specjalistycznym pracom pielęgnacyjnym w ogrodzie sprawiły, że polikwidowali nasadzenia ogrodnicze do „senty-mentalnego minimum" [6] (sad ok. 2 ha). Jednak na cele handlowe prowadzoną 5 ha plantację orzechów laskowych, a córka Melania studiuje na trzecim roku SGGW. Dzięki staraniom Jacka dojeżdża się do ich miejscowości drogą asfaltową. Jest również gaz, wodociąg i telefon. Pełna nowoczesność! Lecz już bez ogrodnictwa... Czy słusznie przyszłość wykaże.
Opracowała Maria Drozdowiczowa

605-283-818

ul. Górki 23
27-630 Zawichost

Kontakt

lawendoweranczo@op.pl

Śledź nas